Rozmowa ze Zbigniewem Makarewiczem, teologiem, wykładowcą Teologii Nowego Testamentu w Wyższej Szkole Humanistycznej w Podkowie Leśnej o wpływie sensacyjnych książek Dana Browna na współczesne chrześcijaństwo.
„Anioły i Demony” nowy film na podstawie bestsellerowej powieści Dana Browna, nie stał się kasowym sukcesem, tak jak jego poprzednik „Kod Leonarda DaVinci”. Czyżby sensacje Dana Browna już się ludziom przejadły?
Zbigniew Makarewicz: Dan Brown nie jest jakimś fenomenem, za rok pojawi się pewnie ktoś inny, kto będzie szokował czy chciał czymś zaskoczyć. Schemat książek D. Browna, w oparciu o które powstały filmy, jest dosyć podobny. Pewna forma już się chyba wypaliła, tym bardziej, że „Anioły i Demony” powstały wcześniej i niektórzy nawet sugerują, że były wstępnym scenariuszem do słynnego „Kodu…”. Więc jeśli ktoś czytał czy oglądał „Kod…” znajdzie wiele podobnych rzeczy czy wręcz powtórek w „Aniołach i demonach”
Poprzedni film ostro krytykowany był nie tylko przez Watykan ale przez wiele środowisk chrześcijańskich ze względu na przestawioną w nim teorię na temat Marii Magdaleny i potomków Jezusa. Tym razem D. Brown zirytował Watykan domysłami na temat konklawe – zgromadzenia, w którym kardynałowie z całego świata wyłaniają spośród siebie nowego papieża. Czy rewelacje Browna zawierają choć ziarno prawdy?
Myślę, że D. Brown znalazł sposób na zarobienie sporych pieniędzy. Ludzi zawsze interesowały tajemnice i kontrowersje, a zwłaszcza dotyczące kościoła, który w pewnym sensie jest strukturą dosyć hermetyczną. Kościół, i w ogóle historia chrześcijaństwa jest dosyć burzliwa, i ludzie chcą znać te sensacyjne fakty, które wiążą się z życiem kościoła. „Kod …” ukazuje pewne sensacje dotyczące generalnie chrześcijaństwa, natomiast „Anioły i demony” dotykają bardziej kościoła katolickiego, jego struktur i zwyczajów. Wydaje mi się, że większa krytyka czy dyskusja pojawia się w środowiskach katolickich, protestanci chyba bardziej spokojnie patrzą na tą książkę. Widać, że D. Brown się przygotował, chociaż popełnia znaczące błędy dotyczące między innymi procedur kościelnych.
Jakie są te główne błędy, które popełnia Brown?
Na pewno nie do końca zgodna z prawdą jest opisana przez Browna procedura konklawe i roli kamerlinga, tego jaka jest jego rola w procedurze wyboru papieża. Nie jestem fachowcem jeśli chodzi o doktrynę katolicką, więc trudno by mi było polemizować, natomiast komentarze napływające z kręgów katolickich stwierdzają, że cała wiedza D. Brown na temat struktur i działalności Kościoła katolickiego jest mu tylko potrzebna, by tworzyć w miarę prawdopodobną fabułę. Wartka akcja, sensacja, wciągająca fabuła, to są cele, jakie sobie postawił D. Brown. Nie zależy mu jednak do końca na faktach.
W książce „Anioły i demony” np. mówi o położeniu pewnych kościołów, które tak na prawdę znajdują się w zupełnie innym miejscu w Rzymie niż to wynika z powieści. Błędne są np. detale dotyczące opisów zabytków. W rozdziale 105 Langdon widzi most z 12 wielkimi figurami aniołów wyrzeźbionych przez samego Berliniego, natomiast na moście jest 10 aniołów, a nie 12. Dwie pozostałe figury to Piotr i Paweł. W tym samym rozdziale Langdon, główny bohater powieści mówi, że duże ramię krzyża utworzone jest przez 4 obeliski, przechodzi dokładnie przez środek mostu prowadzącego do zamku. Ale jest zupełnie inaczej w prawdziwym planie Rzymu. Jest tu wiele takich potknięć, które Brown stara się umyślnie wpleść w powieść.
Rozmawialiśmy o tym, ze Kościół Katolicki krytykuje „Anioły i demony”. Tymczasem np. Wikipedia.pl podaje, że sukces książki, przyczynił się znacznie do wzrostu napływu turystów do Rzymu, chcących odwiedzić wymienione w niej kościoły. Czy zatem radykalnie wroga postawa przywódców Kościoła wobec twórczości Browna nie stanowi dla niego znakomitej reklamy?
Myślę, że ten fenomen jest typowy dla wielu innych zjawisk. Swego czasu w Polsce wiele kontrowersji wzbudziło wydanie Ewangelii św. Jana przełożonej na język młodzieży z kręgu hiphopowców (http://bosko.pl/credensik/?art=790, http://www.ziomjanek.pl/index.php?option=com_frontpage&Itemid=1). Była to próba która wywołała wiele kontrowersji. Dla niektórych było to bluźnierstwo, przełożenie świętego tekstu Ewangelii na język brukowy, na slang młodzieżowy. Dla niektórych było to po prostu obrazoburcze, natomiast dla wielu innych, szczególnie młodych ludzi, była to zachęta do tego, aby sięgnąć po Biblie. I sądzę, że książki D. Browna działają w podobny sposób. Wiele osób je czyta, nie koniecznie zgadzając się z tezami, które wyraża autor, natomiast wielu ludzi, którzy mają takie analityczne podjecie do życia mówi sobie: „sprawdzę i zobaczymy, jak to jest rzeczywiście”. Wiec z jednej strony te książki mogą mieć taki popularyzatorski wpływ na wiele osób. Podobne zjawiska były obserwowane w związku z popularnością poprzedniej książki, po której wydaniu Luwr i inne miejsca były masowo odwiedzanie przez turystów. To jest skutek poboczny, bo jeśli coś jest podane w sposób atrakcyjny, to ludzie chcą to potem zweryfikować, albo przeżyć klimat powieści, która im się np. spodoba.
To jest też syndrom rzeczy zakazanych. Krytyka kościoła to jest jeden z powodów atrakcyjności książek D. Browna. Trzeba mieć dużo odwagi żeby wystąpić przeciwko potężnym strukturom i środowiskom, które cieszą się dużą powagą.
Mówimy o tym, że fabuła książek D. Browna oparta jest na sensacji i spisku, co się ludziom bardzo podoba. Dlaczego Pana zdaniem w dzisiejszych czasach ludzie są tacy chętni do odkrywania wszelkiego rodzaju spisków? Skąd w nas ta podejrzliwość?
Źródłem takiej postawy niekoniecznie musi być podejrzliwość… Przede wszystkim mamy dzisiaj powódź informacji i informacja sama w sobie ma swoją wartość. Wielu ludzi, którzy chcą w jakiś świadomy sposób kierować swoim życiem rodzi w sobie takie pytania: „na ile to, co do mnie dociera jest godne zaufania? czy mogę to zweryfikować?”. Stąd wiele osób stawia pytania, które są często bardzo odważne, dlatego że wiele osób ma odwagę poddać krytyce np. pewne tezy, które są dla kościoła kwestia dogmatów, czy też są ogólnie przyjmowane.
Poza tym nie od dziś wiadomo, że pieniądz rządzi światem i często wpływ na opinię publiczną ma ten, kto ma pieniądz. I chyba nie jest przesadą, jeśli stwierdzimy, że ktoś kto ma władzę, wpływ polityczny, ekonomiczny, militarny autentycznie kształtuje rzeczywistość. W związku z tym to spiskowe podejście do życia może czasem mieć uzasadnienie. Ale powstaje też pytanie na ile informacje dostępne w mediach są rzeczywistym odbiciem rzeczywistości, i czy te informacje są we jakiś sposób kierunkowane, filtrowane. Więc tezy jakie stawia D. Brown trafiają na podatny grunt. W obu książkach wskazuje on na pewne spiski, knowania, manipulacje… Całe nieszczęście dla chrześcijan polega na tym, że w obu książkach to kościół, chrześcijaństwo, zostaje ukazany jako ten zły duch, który oszukuje ludzi, powołując się na szczytne idee, a tymczasem wszystko sprowadza się do manipulacji. Niektóre osoby są bardzo sceptyczne, jeśli chodzi o kościół, dlatego z wielką ufnością przyjmują to wszystko, co podaje Brown.
Jakie jest Pana zdaniem prawdziwe przesłanie „Kodu…” i „Aniołów…”?
Przede wszystkim D.Brown poddaje krytyce filary chrześcijaństwa. Obie książki uderzają w chrześcijaństwo i w Jezusa Chrystusa. Próbują podkopać zaufanie, domagają się weryfikacji. Sądzę, że ludzie wierzący chętnie takiej wersyfikacji dokonają, natomiast Brown np. w książce „Kod….” Nie dwuznacznie wskazuje na to, że Jezus Chrystus, czy kościół jaki powstaje na skutek Jego działalności nie jest rzeczywiście jest tym, za kogo się podaje. Stawia odpowiedź: „…Ustanowienie Jezusa „Synem Bożym” oficjalnie zaproponowano i przegłosowano podczas soboru nicejskiego. (..) Aż do tamtej chwili Jezus był postrzegany przez wyznawców jako śmiertelny prorok… Wielki i potężny człowiek, lecz mimo wszystko człowiek. Śmiertelnik. (..) Niemal wszystko, czego nasi ojcowie nauczyli nas o Chrystusie, to nieprawda…”
Druga książka ukazuje kościół jako społeczność, która jest hamulcem rozwoju, krępuje rozwój nauki, jest gotowa zabijać w imię swoich wąsko pojmowanych interesów. A więc znowu kościół ukazany jest praktycznie na wzór pewnej mafijnej struktury, mającej na celu narzucenie swojej wizji. Sądzę, że Dan Brown bazuje na ludzkich lękach, obawach, na podejrzliwości po to, aby sprzedać swój produkt.
Czy protestanci nie powinni cieszyć się z odważnej krytyki Kościoła Katolickiego podjętej w książkach Browna? Przecież obnaża ona wiele nieprawidłowości mających miejsce w katolicyzmie a co za tym idzie jest swego rodzaju konfirmacją zarzutów stawianych przez protestantów?
Żaden prawdziwie wierzący chrześcijanin nie cieszy się z agresywnej lub obliczonej na zysk krytyki. Prawda powinna być podawana w odpowiedniej atmosferze. Pan Jezus często mówił o prawdzie, ale mówił, że ta prawda nie może zabijać. Jest to ważne w jakim klimacie, w jakim duchu podajemy pewne fakty.
Jestem bardziej zainteresowany rzetelną rozmową, bo na pewno jest wiele takich ciemnych kart w historii kościoła. Ale to nie jest powód byśmy się z nich cieszyli. Pan Jezus raczej smucił się takimi rzeczami, a nie cieszył z potknięć swoich wrogów czy adwersarzy.
Ta książka nie jest powodem do dumy dla protestantów. A poselstwem Biblii jest zwiastować prawdę a nie koncentrować się na błędach jakichś kościołów.
Jaką postawę powinien zająć człowiek wierzący wobec takich książek jak „Kod…” czy „Anioły…”?
Jeżeli ktoś lubi literaturę z gatunku sensacji, czy z pogranicza fikcji, to na pewno wypocznie przy tych książkach. Uważam, że kościoły chrześcijańskie nie powinny zabraniać ani potępiać czytania tego typu książek, bo nie powinniśmy odbierać ludziom prawa do krytyki. Kościół chrześcijański nie powinien się bać krytyki. Pan Jezus też w niektórych kręgach uchodził za kogoś, kto jest opętany, jest żarłokiem czy pijakiem, ale on wcale z tymi tezami nie polemizował. Nie odbierał ludziom prawa do oceniania. Wydaje mi się, że najlepszą obroną dla kościołów chrześcijańskich jest, by pokazać, że chrześcijaństwo jest czymś żywym. My możemy się obrażać o pewne myśli, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że tak długo jak życie poszczególnych chrześcijan będzie odbiegało od norm, jakie postawił nam Pan Jezus, tak długo powodów do krytyki będzie dużo…
Dlaczego książki D.Browna mogą być dla niektórych chrześcijan niebezpieczne?
Z tego względu, że w tych książkach zaciera się granica między prawdą a fikcją. I jeśli ktoś nie zna faktów, to gotów jest przyjąć pewne poglądy, które są tylko literackimi hipotezami albo wręcz totalną fikcją. ¼ Francuzów wierzy, że fabuła powieści Browna i opisane tam życie Jezusa oparte jest na faktach. A więc tego typu książki mogą być niebezpieczne dla osób, które nie wiedzą tak na prawdę w co wierzą, nie maja własnego zdania, i „kręgosłupa” oraz nie mają chęci, by zbadać jak było naprawdę.
Czy można być zatem praktykującym chrześcijaninem i podzielać jednocześnie tezy stawiane w książkach Browna?
Na pewno nie da się tego pogodzić, ale uważam że nie jest rzeczą zdrożną, jeśli człowiek wierzący zna te książki i je przeczyta. To nie są książki, które powinny się znaleźć na indeksie ksiąg zakazanych.
Na co powinni uważać chrześcijanie, czytając takiego rodzaju książki?
Każda z tych książek D. Browna jest nieco inna. „Kod…” dotyka bardziej postaci Jezusa, jego dzieła, działalności, tego czego nauczał, kim był, co o sobie mówił i jak postrzegał go kościół chrześcijański. Znamienną rzeczą jest to, że w tej książce Dan Brown ignoruje historyczną wiarygodność Pisma Świętego, ignoruje fakt istnienia piśmiennictwa wczesnochrześcijańskiego w którym cytowane są ogromne fragmenty Pisma Świętego, co ukazuje jego wiarygodność, i to że przez wieki to pismo się nie zmieniało. Dan Brown stawia tezę, że Pismo Święte było wielokrotnie przepisywane, zmieniane, modyfikowane, sfałszowane. Ale fakty są tak druzgocące, że ta teza nie wytrzymuje ognia krytyki. A druga książka „Anioły i demony” bardziej dotyka kościoła katolickiego, i myślę że ten kościół powinien sobie z tym problemem poradzić.
Cóż… D. Brown pisze, my możemy sobie to czytać, polemizować z nim lub się z nim zgadzać ale na pewno nie jest to książka, która może nas przytłoczyć. Każdy, kto zada sobie trochę trudu, poszuka jakie są fakty, stwierdzi że tak naprawdę Dan Brown dosyć płytko traktuje pewne kwestie i liczy na to, że czytelnicy nie będą sobie zadawali pytań.
Czy popularność książek utrzymanych w tonacji „Kodu…” przy jednoczesnym spadku zainteresowania Biblia nie jest dowodem na przegraną chrześcijaństwa?
Myślę, że Pan Jezus nie pozostawił nam złudzeń. Kiedy mówił o sobie, o kościele, o misji jaką pozostawił na ziemi, mówił wyraźnie, że jest wąska i szeroka droga (Ew. Mat. 7:13-14). Że tą która jest prawdziwa, która wiedzie do życia, do Boga, jest ta wąska droga. Szeroka to ta, która prowadzi na zatracenie. Jezus Chrystus zdawał sobie sprawę, że to, co rozrywkowe, powierzchowne, będzie się cieszyło popularnością i tak było zawsze. Ale jeśli ktoś szuka czegoś ponadczasowego, nie będzie patrzył na liczby. Chrześcijaństwo stawia przed ludźmi pewne wymagania. Jeżeli ktoś szuka w kościele rozrywki, sensacji, chwilowych emocji, na pewno nie pójdzie drogą Chrystusa. Bo to jest droga mniejszości i Chrystus nie pozostawił nam co do tego żadnych złudzeń. Popularność książek D. Browna może z jednej strony świadczyć o pewnej słabości chrześcijaństwa, o czymś co możemy nazwać chrześcijaństwem nominalnym. Z drugiej strony jest jednak chrześcijaństwo biblijne, które nie przegrywa w żaden sposób z książkami D.Browna.
Brown próbuje podważyć rolę kościoła jako instytucji, czy możemy już mówić o kryzysie instytucji kościelnych? Czy współczesnemu chrześcijaństwu potrzebne są instytucje kościelne?
Kościół powinien na bieżąco weryfikować pewne wyzwania współczesnego sobie czasu. Kościół tylko wtedy ma racje bytu, kiedy jest odpowiedzią na pewne potrzeby społeczeństwa. Zadaniem kościoła jest przede wszystkim wierne przekazywanie nauk, które zostawił po sobie Pan Jezus. Apostoł Paweł w 1 Tym 3:15 pisze, że kościół jest podporą i filarem prawdy. Pan Jezus założył kościół, by był podporą , solą, dla społeczeństwa. Jeżeli Kościół wywiera wpływ na rzeczywistość, może w praktyczny sposób oddziaływać na kształtowanie się wartości, niesie pomoc tym, którzy jej potrzebują, to jego obecność jest czymś niezbędnym. Natomiast jeśli się nie angażuje w taką działalność to znaczy, że przeżywa kryzys. Czy kościół jest potrzebny? Na pewno tak.
W jaki sposób można zachęcić współczesnego człowieka do zainteresowania się Biblią zamiast książkami o których rozmawiamy
Miałbym trudność, aby zachęcić kogoś do zjedzenia pomarańczy. Trzeba ją wziąć i spróbować. I chyba tak samo jest z Pismem Świętym. Trzeba samemu spróbować, bo tak długo jak będzie się opierało na opiniach innych ludzi, tak długo nie będzie się mieć swojego zdania. Powiedziałbym: „Przeczytaj i przekonaj się sam”.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Agnieszka Flakus