Masada – widok na Morze Martwe ze szczytu twierdzy (Po otwarciu całego tekstu kliknij, aby zobaczyć w pełnym formacie)
W czasie czterdziestodniowego postu na pustyni szatan zaproponował Jezusowi Chrystusowi panowanie nad ziemskimi królestwami. Chrystus nie tylko odrzucił tę ofertę w tamtym momencie, ale przez cały okres swojej misji konsekwentnie realizował zasadę rozdziału misji zbawienia i polityki. Rozdział ten realizował na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze, sam nie aspirował do pozycji ziemskiego króla, nawet wówczas, gdy tłumy chciały mu to zaproponować, po drugie, nie angażował ani siebie, ani swoich naśladowców do demontowania istniejącego systemu politycznego. Sprawozdania ewangeliczne wskazują, że nie tylko Szymon Zelota (Zeloci, to zbrojne podziemie żydowskie dążące do wypędzenia Rzymian z Palestyny) będący w gronie dwunastu apostołów, ale również inni spodziewali się po Jezusie narodowej rewolty przeciw Rzymianom. Stojąc przed Piłatem Jezus Chrystus potwierdził: „…Królestwo moje nie jest z tego świata (…)”. A gdyby było?
Rola naśladowców Chrystusa, zamiast przynieść owoc w postaci dotarcia Ewangelii do każdego zakątka ziemi, zakończyłaby się prawdopodobnie w roku 73 n.e., wraz z upadkiem Twierdzy Masada.
Skalne, odizolowane wzgórze, wznoszące się około 440 m ponad zachodni brzeg Morza Martwego, zostało ufortyfikowane już w I, a może nawet w II w. p.n.e. Po dojściu do władzy Herod Wielki uzupełnił zabudowania twierdzy o dwa luksusowe kompleksy pałacowe, łaźnię, synagogę, magazyny żywności oraz system akweduktów i cystern zapewniający zapasy wody w przypadku oblężenia. Miejsce było tak trudne do zdobycia, że obwarowani w niej Zeloci, w liczbie mniejszej niż jeden tysiąc, bronili się ponad dwa lata odpierając ataki ok. 10 tys. rzymskich legionistów. Ze względu na niedostępność terenu jedynym sposobem na wdarcie się poza mury było usypanie wielkiej rampy, po której wtoczono na sam szczyt machiny oblężnicze. Kiedy w 73 r. n.e. mury Masady runęły, Rzymianie nie znaleźli wewnątrz nikogo żywego. Józef Flawiusz sprawozdaje, że każdy mężczyzna był odpowiedzialny za zabicie najpierw całej swojej rodziny, a na końcu siebie.
Powstanie zostało doszczętnie zdławione.
Jakże inną drogę dla swoich naśladowców wskazał Jezus Chrystus! Choć jako przywódca ruchu umarł sponiewierany, jego misja realizowana jest w rozmiarze, na jaki wcale nie wskazywały jej skromne początki.
Chrystus zwyciężył, choć wcale nie posiadał armii!
pastor Arkadiusz Bojko